Nie ma co się oszukiwać, tegoroczny adwent do najkrótszych nie należał, nawet więcej dłuższego już być nie może. Chociaż… gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy, to tak naprawdę Adwent trwa nieprzerwanie, bo czym jest Adwent? Każde dziecko w szkole podstawowej, powie nam bez namysłu, że jest to „czas radosnego oczekiwania”, gorzej już będzie z tym na co w tym czasie szczególnie oczekujemy, bo w sumie sami chyba nie wiemy na co czekamy. Z jednej strony jak to lubimy wzniośle wypowiadać, a ja to już szczególnie, gdy omawiam rok liturgiczny, na Oazie Lektorskiej, KODALu czy kiedyś na zbiórkach z ministrantami, że to czas oczekiwania na POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA. Jednak z drugiej strony gdy oglądamy witryny sklepowe, oglądamy reklamy, albo po prostu sami się „nakręcamy”, i nasze myślenie o Paruzji spychamy na bok, a naszą uwagę skupiamy na zbliżających się Świętach Bożego Narodzenia. Czy to przygotowanie jest złe? Od razu odpowiadam, że nie, bo jako ludzie potrzebujemy tej atmosfery przygotowań, tych zmian w naszym otoczeniu, podniosłego charakteru tych dni. Sam widzę po sobie i po swoich braciach z roku, których odwiedzam na spotkaniach kawowych, że zmiana muzyki na bardziej świąteczną, pojawienie się na stole świec, przy biurkach lampek choinkowych jest czymś ważnym, czymś co jakoś sprawia, że odczuwamy podniosłość tego czasu. Nie powiedziałbym, że ta cała otoczka nas jakoś odciąga od tego co ważne, czyli oczekiwania na Paruzję. Yyy chyba właśnie obaliłem własną tezę, no ale mniejsza. Wracając do tematu, dokonam lekkiej systematyzacji tego co już napisałem. Po pierwsze mamy Adwent, który już powoli się kończy, w tym czasie przygotowujemy się przede wszystkim do powtórnego przyjścia Chrystusa (paruzji), jednak machina komercjalizacji trochę nam wydziera ten czas i skupiamy się na zewnętrznej otoczce, która nie jest zła, bo jest dla nas dobra i może wspomóc to co dzieje się wewnątrz, czyli jest istotą.

Zajmijmy się szybko istotą. Istotą tego czasu jest przygotowanie, podjęcie trudu, jakiegoś starania. Powszechną formą tego przygotowania są różnego rodzaju postanowienia: nie będę jeść kolacji, ograniczę słodycze, nie będę pić alkoholu, wprowadzę w swój dzień jakąś nową praktykę modlitewną w jakiejś konkretnej intencji, no jest tego dużo i każdy obierając jakiejś postanowienie wybiera takie, które będzie dla niego dobre i przyniesie jakiś pożytek. Ja obrałem sobie odmawianie Modlitwy w ciągu dnia, do której, co jest owocem medytacji, doszła intencja o nowe powołania do służby w Kościele. Patrząc z perspektywy minionej pierwszej części Adwentu, warto zadać sobie pytanie, czy było warto? Ja myślę, że tak, bo mam to poczucie, że przemogłem w sobie jakąś słabość albo, nazywając rzeczy po imieniu, lenistwo. Nie zmarnowałem tego czasu. Czy bez tej praktyki postanowień przeżyłbym jakoś ten Adwent, no pewnie tak, ale z podkreśleniem na „jakoś”, nic bym nie zmienił. W sumie teraz odkryłem, że piszę to rozważanie (a może już świadectwo) do osób, które podchodzą do tej praktyki sceptycznie, więc może teraz zwrócę się do tych osób i przejdziemy do zakończenie, bo trzeba wiedzieć kiedy wylądować. Sam patrzyłem na ten zwyczaj jak na zabawę dla dzieci lub osób, które nie mają co robić z życiem, jednak teraz widzę, jak to dobrze wpływa na rozwój duchowy i przygotowanie się do najważniejszej chwili w życiu każdego Chrześcijanina, czyli spotkania z Żywym Bogiem. W sumie została jeszcze ta druga część Adwentu, może warto w ramach przygotowania do Świąt, podjąć jakąś praktykę, np. jakaś modlitwa za diakonię, za swoją wspólnotę, za siebie…

Kończąc już ten przydługi wywód, chciałbym przytoczyć dwa słowa, które pojawiały się na stronie już w roku ubiegłym „ERO CRAS”, czyli jutro przyjdę. Czy jestem gotowy na to „jutro”? Czy zrobiłem wszystko aby być gotowym?

Tomasz Dragańczuk