Kiedy lud Boży nawraca się na Jego miłość, znajduje odpowiedzi na te pytania, które nieustannie stawia mu historia. Jednym z najpilniejszych wyzwań, któremu chcę poświęcić uwagę w tym Orędziu, jest globalizacja obojętności.

Obojętność wobec bliźniego i wobec Boga jest realną pokusą także dla nas, chrześcijan. Dlatego potrzebujemy słuchać w każdym Wielkim Poście nawoływania proroków, którzy podnoszą głos i nas przebudzają.

Bóg nie jest obojętny na świat - kocha go do tego stopnia, że daje swojego Syna dla zbawienia każdego człowieka. Przez wcielenie, życie ziemskie, śmierć i zmartwychwstanie Syna Bożego otwiera się definitywnie brama między Bogiem a człowiekiem, między niebem a ziemią. A Kościół jest niczym ręka, która trzyma tę bramę otwartą poprzez głoszenie Słowa, sprawowanie sakramentów, dawanie świadectwa wiary, która działa przez miłość (por. Ga 5, 6). Jednakże świat ma tendencję do zamykania się w sobie i zamykania tej bramy, przez którą Bóg wchodzi w świat, a świat w Niego. Dlatego ręka, którą jest Kościół, nie powinna nigdy się dziwić, że jest odpychana, miażdżona i raniona.

A zatem lud Boży potrzebuje odnowy, aby nie zobojętniał i nie zamknął się w sobie. Chciałbym wam zaproponować do rozważenia pod kątem tej odnowy trzy passusy.


I NIEDZIELA

„Gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki" (1 Kor 12, 26) - Kościół

Miłość Boża, która przełamuje to śmiertelne zamknięcie w sobie, jakim jest obojętność, jest nam ukazywana przez Kościół poprzez jego nauczanie, a przede wszystkim poprzez jego świadectwo. Można jednak dawać świadectwo jedynie o czymś, czego wcześniej doświadczyliśmy. Chrześcijanin to człowiek, który pozwala Bogu, aby go przyoblókł w swoją dobroć i swoje miłosierdzie, aby go przyoblókł w Chrystusa, żeby stał się tak jak On sługą Boga i ludzi. Przypomina nam o tym dobrze liturgia Wielkiego Czwartku przez obrzęd umywania nóg. Piotr nie chciał, żeby Jezus umył mu nogi, potem jednak zrozumiał, że Jezus nie chce jedynie dać przykładu, jak powinniśmy umywać sobie nawzajem nogi. Tę posługę może pełnić tylko ktoś, kto wcześniej pozwolił, by Chrystus umył mu nogi. Jedynie ten ma z Nim "udział" (J 13, 8) i dzięki temu może służyć człowiekowi.”

Wielki Post jest czasem sprzyjającym temu, aby pozwolić Chrystusowi, by nam usłużył, a przez to stać się takim jak On. Dzieje się to, kiedy słuchamy Słowa Bożego i kiedy przyjmujemy sakramenty, w szczególności Eucharystię. W niej stajemy się tym, co przyjmujemy: ciałem Chrystusa. W tym ciele nie ma miejsca na obojętność, która jakże często zdaje się opanowywać nasze serca. Bowiem człowiek, który jest Chrystusowy, należy do jednego ciała, a w Nim nie jest się obojętnym jedni wobec drugich. "Tak więc gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współradują się wszystkie członki (1 Kor 12, 26).

Uczy się nas całe życie posłuszeństwa, uległości, tolerancji i grzeczności. Nie denerwowania się, kiedy ktoś sprawia nam przykrość, uśmiechania do tego, co budzi niepokój i bycia zgodnym, ustępliwym w każdej sytuacji. Nadmierne wyzbycie się swojej opinii czy naturalnych reakcji może skutkować ochłodzeniem wewnętrznym, zobojętnieniem. Czy łatwo przychodzi nam oddzielenie życia społecznego, które prowadzimy wobec bliźnich a życia duchowego, w którym wchodzimy w dialog z Bogiem? Czy nasza wiara nadal jest silna, kiedy dla dbałości o swój wizerunek, pomijamy Tego, który w ogóle dał nam istnienie?

Chcemy być silni, mocni, niemal idealni. I nie jest to nic złego, jeśli doskonałość budujemy na Chrystusie. Jeżeli jednak do wszystkiego chcemy dojść sami, jeżeli zbytnia niezależność sprawia, że odrzucamy pomoc, a chcemy ją tylko nieść, to nie postępujemy zgodnie z Ewangelią. Nie nauczymy się posługiwać, jeśli najpierw ktoś nie posłuży nam. A czy Bóg nie jest najlepszym nauczycielem? Czy Jego przykład, Jego poświęcenie i  mądra miłość nie są wystarczające? Czy jesteśmy więksi od aniołów, żeby być w stanie udźwignąć więcej niż oni? Czy jak dzieci, którymi wszak w oczach Ojca Wszechmogącego jesteśmy, potrzebują wsparcia rodziców i my nie potrzebujemy łask Bożych?

Michalina Szeląg


II NIEDZIELA

„2. "Gdzie jest brat twój?" (Rdz 4, 9) - Parafie i wspólnoty

To co zostało powiedziane odnośnie do Kościoła powszechnego, trzeba zastosować w życiu parafii i wspólnot. Czy w tych rzeczywistościach kościelnych daje się doświadczyć przynależności do jednego ciała? Ciała, które zarazem otrzymuje i dzieli się tym, co Bóg pragnie ofiarować? Ciała, które zna i troszczy się o swoje najsłabsze członki, ubogie i małe? Czy też chronimy się w miłość uniwersalną, która angażuje się daleko w świecie, zapominając o Łazarzu, który siedzi przed naszymi zamkniętymi drzwiami? (por. Łk 16, 19-31).

Aby przyjąć i w pełni owocnie wykorzystać to, co Bóg nam daje, trzeba pokonać granice Kościoła widzialnego w dwóch kierunkach.

Po pierwsze, jednocząc się w modlitwie z Kościołem w niebie. Kiedy ziemski Kościół się modli, powstaje wspólnota wzajemnej służby i dobra, która dociera aż przed oblicze Boga. Ze świętymi, którzy znaleźli swoją pełnię w Bogu, stanowimy część tej wspólnoty, w której obojętność zostaje przezwyciężona przez miłość. Kościół niebieski nie jest tryumfujący dlatego, że odwrócił się plecami do cierpień świata i sam zaznaje radości. Raczej święci mogą już kontemplować i radować się z faktu, że dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa pokonali ostatecznie obojętność, zatwardziałość serca i nienawiść. Dopóki to zwycięstwo miłości nie ogarnie całego świata, święci wędrują z nami jeszcze jako pielgrzymi. Św. Teresa z Lisieux, doktor Kościoła, przekonana, że radość w niebie ze zwycięstwa miłości ukrzyżowanej nie jest pełna, dopóki choćby tylko jeden człowiek na ziemi cierpi i się skarży, pisała: "Bardzo liczę na to, że nie będę bezczynna w niebie, moim pragnieniem jest nadal pracować dla Kościoła i dla dusz" (List 254 z 14 lipca 1897 r.).”

My również mamy udział w zasługach i radości świętych, a oni uczestniczą w naszej walce i w naszym pragnieniu pokoju i pojednania. Ich radość ze zwycięstwa zmartwychwstałego Chrystusa jest dla nas źródłem siły, aby przezwyciężyć liczne formy obojętności i zatwardziałości serca.

Wydaje się, że często towarzyszą nam dobre chęci. Szczególnie kiedy wracam z rekolekcji, konferencji. Jesteśmy pełni pomysłów, ciekawych inicjatyw. Jednak często równie szybko jak się one zrodziły przychodzi zniechęcenie, znużenie a z czasem zobojętnienie na ludzi, sytuacje, której nie jesteśmy w stanie tak łatwo zmienić.

Papież sugeruje nam, abyśmy z tego stanu wychodzili przez wzywanie pomocy kościoła niebieskiego, naszych przemożnych orędowników – świętych, błogosławionych, aniołów. Przywołuje też słowa św. Teresy, aby nas utwierdzić w ufności w orędownictwo świętych: "Bardzo liczę na to, że nie będę bezczynna w niebie, moim pragnieniem jest nadal pracować dla Kościoła i dla dusz" (List 254 z 14 lipca 1897 r.).

Paulina i Marcin Kucabowie


III NIEDZIELA

„Z drugiej strony, każda wspólnota chrześcijańska jest powołana do przekraczania progu, który pozwala jej wejść w relację z otaczającym ją społeczeństwem, z ubogimi i dalekimi. Kościół ze swej natury jest misyjny, nie zasklepiony na samym sobie, ale posłany do wszystkich ludzi.

Tą misją jest cierpliwe dawanie świadectwa o Tym, który chce doprowadzić do Ojca całą rzeczywistość i każdego człowieka. Misja jest tym, czego miłość nie może przemilczeć. Kościół idzie za Jezusem Chrystusem drogą, która go prowadzi do każdego człowieka, aż po krańce ziemi (por. Dz 1, 8). W ten sposób możemy zobaczyć w naszym bliźnim brata i siostrę, za których Chrystus umarł i zmartwychwstał. Wszystko, co otrzymaliśmy, otrzymaliśmy także dla nich. I podobnie, to co ci bracia posiadają, jest darem dla Kościoła i dla całej ludzkości.

Drodzy bracia i siostry, jakże pragnę, aby miejsca, w których wyraża się Kościół, w szczególności nasze parafie i nasze wspólnoty, stały się wyspami miłosierdzia na morzu obojętności!”

Już od początku chrześcijaństwa świadectwo jest obecne we wspólnocie Kościoła. Świadectwo w pewny sensie tworzy Kościół, gdyż jest on po prostu wspólnotą świadków. Powinno być ono dla każdego z nas czymś najcenniejszym i najistotniejszym, czym możemy się podzielić z drugim człowiekiem. Nie możemy zostawić tego tylko dla nas samych, naszych najbliższych, czy wspólnot do których należymy, gdzie czujemy się dobrze.

Jest to dar, który możemy podarować tym których spotykamy w kościele, bo wzajemne świadectwo umacnia nas wspólnie. Jednak papież Franciszek zaprasza nas do tego czynu zdecydowanie dalej, aż po krańce ziemi (Dz 1,8). Zachęca, aby przekroczyć pewne granice, które może nawet sami sobie postawiliśmy i wyjść z Ewangelią do naszych bliźnich. Choć Bóg nie potrzebuje nas do swojego dzieła, to powołuje nas do nich, by się nami posłużyć. W naszych rodzinach, wśród znajomych, w szkole, w pracy, w codzienności którą żyjemy.

„Dzieła do których nas Bóg posyła zmieniają nas i ludzi, do których Bóg nas posyła”.

Czy ja daję świadectwo? Jakie ono jest?

Czy ludzie których spotykam widzą we mnie chrześcijanina?

Czy żyję tak, aby ludzie którzy na mnie patrzą zadali pytanie co jest tego przyczyną?

Aleksandra Wiertelak


IV NIEDZIELA

„Również jako pojedyncze osoby mamy pokusę obojętności. Mamy przesyt wstrząsających wiadomości i obrazów, które nam opowiadają o ludzkim cierpieniu, i zarazem czujemy całą naszą niemożność działania. Co zrobić, aby nie dać się wciągnąć w tę spiralę przerażenia i bezsilności?

Po pierwsze, możemy modlić się we wspólnocie Kościoła ziemskiego i niebieskiego. Nie lekceważmy siły modlitwy wielu! Inicjatywa 24 ore per il Signore - "24 godziny dla Pana" - która, jak ufam, będzie podjęta w całym Kościele, także na szczeblu diecezjalnym, w dniach 13 i 14 marca, ma być wyrazem tej potrzeby modlitwy.”

Ostatnimi czasy jesteśmy bombardowani, z każdej strony, informacjami: o konfliktach, wojnach, prześladowaniach. Jest w naszym świecie tyle zła, że niektórzy przeszli już z tym do porządku dziennego, nie robi to na nich większego wrażenia, bo przecież: co ja mogę z tym zrobić.

Wielu z nas usprawiedliwia siebie i swoją bezczynność tym, że to wszystko dzieje się daleko ode mnie, że mnie to nie dotyczy. Mówimy: "Niech zajmą się tymi wojnami politycy, w końcu to oni mają czołgi i samoloty, niech zaprowadzą spokój." Ale zapominamy że najskuteczniejszą broń i najliczniejszą armię mamy my wierzący! Naszą bronią jest modlitwa wspólnotowa, jest to broń najskuteczniejsza, której nikt i nic nie może się oprzeć.

Świetnym przykładem tej skuteczności była Msza Święta z modlitwą o uzdrowienie, na której ostatnio byłem. Kościół był pełen ludzi, wszyscy razem trwali przed Panem na modlitwie i uwielbieniu. Obecność Boga i Ducha Św. dało się czuć, a na nawet widzieć. Efektem tej modlitwy były uzdrowienia, konkretnych osób z chorób ciała i duszy. Ludzie wychodzili zdrowi i bez lęku.

Czy taką moc mają zabiegi dyplomatyczne, albo broń które mają zapewnić pokój?

Nie lekceważmy siły modlitwy wielu! Modlitwa ma moc przemieniania serc nawet morderców i zbrodniarzy o których coraz częściej słyszymy w wiadomościach.

Sam Chrystus często w Ewangelii przypominał nam o skuteczności modlitwy w mówiąc m.in: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7, 7); Otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21, 22); Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Mt 26, 41); Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich. (Mt 18,20).

Przypominają nam o tym też chrześcijanie, którzy giną za wiarę w Chrystusa na Bliskim Wschodzie. Zauważmy że oni nie proszą nas o broń żeby mogli się bronić, o pieniądze, o jedzenie, oni proszą nas głównie o modlitwę. Oni już wiedzą, że to tylko modlitwa może  ich uradować, a nie to w czym nadzieję pokłada większość ludzi. Dlatego wyleczmy się z naszej obojętności i spychania odpowiedzialności na silniejszych, bo to w naszych rękach i sercach tkwi największy dar i broń w walce ze złem tego świata.

Maciej Krawcewicz


V NIEDZIELA

„Po drugie, możemy pomagać poprzez gesty miłosierdzia, docierając zarówno do bliskich, jak i dalekich dzięki licznym organizacjom charytatywnym Kościoła. Wielki Post jest czasem sprzyjającym temu, aby okazać to zainteresowanie drugiemu, poprzez znak, choćby mały, ale konkretny, naszego udziału w powszechnym człowieczeństwie.

I po trzecie, cierpienie drugiego stanowi wezwanie do nawrócenia, bowiem potrzeba, w jakiej znajduje się brat, przypomina mi o słabości mojego życia, o mojej zależności od Boga i od braci. Jeżeli pokornie będziemy prosić o łaskę Bożą i pogodzimy się z tym, że nasze możliwości są ograniczone, wówczas zaufamy w nieskończone możliwości, jakie kryją się w miłości Bożej. I będziemy mogli oprzeć się diabelskiej pokusie, która skłania nas do wierzenia, że sami możemy się zbawić i zbawić świat.”

Zastanawia mnie zwrot: „docierając do bliskich (…) dzięki licznym organizacjom charytatywnym Kościoła.” To znaczy, że już tak bardzo się zapatrzyliśmy w wartość pieniądza i rzeczy materialnych, że potrzeba Wielkiego Postu, żeby pomóc nawet naszym bliskim? A druga rzecz rodząca się w mojej głowie i sercu to czy organizacją charytatywną można nazwać też grupy modlitewne. Bo czy uczynek miłosierdzia to tylko jakiś podarunek materialny. A co jeżeli w naszym domu potrzeba uśmiechu, miłości albo po prostu dodatkowych rąk do pracy? Myślę, że jałmużna, o której się tak dużo mówi w Wielkim Poście, to jedna z najtrudniejszych spośród trzech rzeczy charakteryzujących ten okres. Często spłycamy ją do wartości pieniądza, który oddamy dla kogoś. Ten gest też jest bardzo ważny. Ale myślę, że dzisiejszy świat jest o wiele uboższy o miłość, szczęście i Dobrą Nowinę. To prawda, że nie zawsze jest okazja do innej postaci jałmużny w momencie, kiedy zbierane jest jedzenie albo rzeczywiście same pieniążki dla ubogich. Ale czy czasem nie warto byłoby się zastanowić czy przypadkiem nie mam jakiejś książki, żeby dać biednemu. Takiej, która da mu nadzieję i radość. Każdy chrześcijanin powinien mieć udział w powszechnym człowieczeństwie, co znaczy dla mnie: być odpowiedzialnym za bliźniego.

Spotkanie z drugim człowiekiem nawet tym najbiedniejszym i materialnie, ale też duchowo niesie ze sobą dla każdego z nas ogromne bogactwo. Doświadczenie cudu drugiego człowieka to niesamowity dar Bożej Miłości. Tylko jak często umiemy to docenić? Mam wrażenie, że często łatwiej nam dostrzegać tę ubogość drugiego i go o nią oskarżać, przez co odwracamy swoją uwagę od swojego nie raz ubogiego serca wołającego o miłość i bliskość. A tak dużo moglibyśmy zyskać kochając drugiego. Czas Wielkiego Postu to szansa dla wszystkich ludzi, aby na nowo nauczyli się kochać i poczuli się kochani idąc Bożymi ścieżkami.

Magdalena Żelechowska


VI NIEDZIELA

„Chciałbym was wszystkich prosić, abyśmy dla przezwyciężenia obojętności i naszych pretensji do wszechmocy przeżywali ten czas Wielkiego Postu, jako drogę formacji serca, jak wyraził się Benedykt XVI (por. enc. Deus caritas est, 31). Mieć serce miłosierne to nie znaczy mieć serce słabe. Kto chce być miłosierny, musi mieć serce mocne, stałe, niedostępne dla kusiciela, a otwarte na Boga? Serce, które pozwala przeniknąć się Duchowi i daje się prowadzić na drogi miłości, które wiodą do braci i sióstr. W gruncie rzeczy serce ubogie, czyli takie, które zna swoje ubóstwo i poświęca się dla drugiego.

Dlatego, drodzy bracia i siostry, pragnę modlić się razem z wami do Chrystusa w tym Wielkim Poście: "Fac cor nostrum secundum cor tuum" - "Uczyń serca nasze według serca Twego" (Suplikacja z Litanii do Najświętszego Serca Jezusa). Wówczas będziemy mieli serce mocne i miłosierne, czujne i szczodre, które nie daje się zamknąć w sobie i nie wpada w wir globalizacji obojętności.”

Kilka dni temu zakończyliśmy rekolekcje szkolne. Na zakończenie była celebrowana Eucharystia, przed którą prosiłem młodzież z mojej szkoły, aby się przesiadła bliżej ołtarza. W czasie tego zapraszania jedna z uczennic powiedziała mi: „mi tu jest wygodnie i ja tu chcę siedzieć na końcu kościoła”.  W czasie rozmowy wielokrotnie powtarzała słowo „ja”.

Jestem przekonany, że Papież Franciszek zaprasza nas abyśmy w czasie Wielkiego Postu zapominali o sobie a zaczynali, poważnie traktować Boga, jako prawdziwe źródło życia. Nie tak jak ja chcę, ale jak Ty Boże. Tak myśleć i tak żyć, aby moje serce już chciało tylko pełnić wolę Boża a nie swoją to jest nowy rys życia, chrześcijańskiego życia. "Fac cor nostrum secundum cor tuum" - "Uczyń serca nasze według serca Twego".

ks. Tomasz Sałatka