Zacznijmy może od prostego pytania: czego oczekujemy od Mszy Świętej? Póki co, postarajmy się skupić na „zewnętrznej otoczce”. Jasne, w kwestiach liturgicznych istotą jest działanie Łaski Bożej oraz spotkanie z Żywym Bogiem, a wszystko zewnętrzne to sprawa drugorzędna. Nie przeczę temu, więcej - w pełni się zgadzam. Jednak dzisiaj chciałbym się pochylić właśnie na tym, co tę istotę otacza.

To jak? Macie odpowiedzi? Pozwolę sobie zaryzykować - wśród nich na pewno nie ma takich rzeczy jak: „brzydkie szaty”, „nieprzygotowana liturgia Słowa”, „mamrotanie pod nosem”, „celebrowane w pośpiechu”, wiecie, taka ogólna „bylejakość”.

Ostatnio zdarza mi się bywać w wielu miejscach. Jakieś centrum handlowe, znane lub mniej znane sieci fast food, rynek w Poznaniu, czy cokolwiek innego. W każdym z tych miejsc, oczywiście, jednym z celów jest jedzenie (każdy ma jakieś uzależnienia, ja np. lubię jeść 😉). Gdy wybieram miejsce, pierwszym argumentem zawsze są ceny, jednak gdzieś podświadomie liczę, że po prostu mi się tam spodoba. Wiem, że nie jestem sam. Lubimy  przecież, kiedy jest wokół nas ładnie, atmosfera jest sympatyczna, a obsługa - porządna. I to nie tyczy się wyłącznie lokali gastronomicznych. Rozejrzyjcie się w centrum handlowym czy nawet na witryny sklepowe w naszych miastach. Robi się tam coraz ładniej, te miejsca zachęcają nas najpierw swoim wyglądem, a dopiero później tym, co mają do zaoferowania. Możemy się przed tym wystrzegać, bo przecież liczy się jakość, a nie zewnętrzna otoczka. Ale wszyscy lubimy jak jest „porządnie”- cokolwiek to znaczy.

Jakiś czas temu pojechaliśmy grupą na Mszę Requiem za duszę Mozarta do Archikatedry poznańskiej. Tak dla wyjaśnienia: co roku w Poznaniu, w rocznicę śmierci tego kompozytora, sprawowana jest Msza Święta w Nadzwyczajnej Formie Rytu Rzymskiego za jego duszę. Wykonywane jest wtedy skomponowane przez niego Requiem. Piękne przeżycie, szczególnie, gdy po raz pierwszy sadzają cię w chórze kleryckim i jesteś tak blisko Ołtarza… ale ja nie o tym. Po tej Mszy spytałem kolegę, który był na NFRR po raz pierwszy, o jego wrażenia. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Okazało się, że to nie było to, czego się spodziewał. Nie wszystko było wszystko perfekcyjnie, np. ministranci raz, czy dwa, nierówno szli, coś tam upadło. Niby nic, a jednak burzy odbiór całości. Wtedy nie wywołało to we mnie żadnych przemyśleń, bo przecież w czasie posługi wszyscy popełniamy mniejsze lub większe błędy. Jednak ta rozmowa wciąż we mnie rezonowała.

Zastanowiło mnie po czasie to, że w liturgii mamy oczekiwania, nawet nie do końca świadomie. Nie zależnie od tego, czy to Eucharystia (nie ważne w jakiej formie), Adoracja, jakieś nabożeństwo, czy cokolwiek innego, mamy te oczekiwania. Nie dotyczy to tylko nas, posługujących, którzy znamy trochę rubryk, OWMR i jesteśmy w miarę na bieżąco. Każdy, nawet ta przysłowiowa pani z ostatniej ławki, czegoś oczekuje. I zapewniam Was - nie jest to bylejakość.

Tu dochodzimy do sedna całego wywodu . Jak te oczekiwania mają się do nas - posługujących? W pewien sposób możemy przyczynić się do ich spełnienia! Oczywiście, nie odprawimy za księdza Mszy. Jednak od nas też wiele zależy! Kiedyś napisałem tekst „jesteśmy obserwowani” (myślę, że wciąż jest na dostępny na stronie DDL). Chciałbym się do niego odnieść. Mówiłem tam, że w czasie Mszy, wierni poza prezbiterium na nas patrzą (na precentorki czy komentatorki też!), i patrzą na to, jak wykonujemy swoją posługę.

Wiecie co? To, co wtedy zobaczą, będzie miało ogromny wpływ na ich przeżywanie Eucharystii. Będzie podobnie jak w tej restauracji, którą wybieramy - lepszej ceny nie znajdziemy, bo przecież wszystko jest za darmo, „lokal też nienajgorszy”, bo umówmy się - kościoły w większości są po prostu piękne (i to niezależnie od stylu architektonicznego). Tylko gdy dojdziemy do kwestii „obsługi”, zaczyna się zgrzyt.

Celebransa zostawiamy w spokoju, teraz skupmy się na nas. Odkąd jestem w Paradyżu, zdarzyło mi się już służyć na niejednej uroczystości w diecezji, z różnymi składami - sami klerycy, z ministrantami z parafii, z Diakonią, w przeróżnych konfiguracjach. I powiem Wam, że widać, kiedy komuś zależy; że to, co robi, jest dla niego ważne. Naprawdę, z takiej posługi wraca się zupełnie inaczej.

Ktoś może powiedzieć, że jak się bierze w tym udział, to jest inaczej. Przykro mi ale… nie! Możemy zaklinać rzeczywistość i udawać, że nikt na sposób wykonywania przez nas obowiązków, nie zwraca uwagi. Ale to i tak będzie fikcja. Możesz wyjść w pogniecionej i brudnej albie, albo komentarze przeczytać z wygniecionej kartki właśnie wyjętej z kieszeni. Zasadniczo nic wielkiego się niestanie, przecież Pan Jezus i tak przyjdzie na Ołtarz.

Przyjdzie. A jak Go przywitasz? I tu wracamy do tego, co jest najważniejsze; do Tego, któremu chcemy służyć. Żarty się kończą. Wiem, że On przyjdzie mimo wszystko, bo nie potrzebuje do tego ładnie złożonych rąk, wyprasowanej alby, porządnej podkładki na komentarze, Twojej białej koszuli, w moim przypadku sutanny i pektorału (to jest ta zapinana z tyłu koloratka dookoła szyi, z doczepionym kawałkiem materiału z przodu) i wielu innych rzeczy. To prawda. Ale i tak zapytam jeszcze raz: jak Go przywitasz?

Naprawdę, proszę Was, a od siebie żądam: niech nam zależy! To, że zostaliśmy powołani do służby we wspólnocie Kościoła jest piękne i jest ogromnym darem od Pana. Tylko w tym wszystkim powinno nam zależeć. Tak po prostu, żeby ta liturgia była piękna także dzięki nam; żebyśmy pomagali modlić się tym, którzy przyszli na spotkanie z Panem.

Róbmy wszystko, żeby nasze powołanie realizować w jak najlepszy sposób. Nich to będzie nasz dar dla Tego, który nas wybrał.

Niech nam chce się chcieć…

Tomasz Dragańczuk