Atmosfera liturgii jest przesycona Chrystusem – utajonym Bogiem objawiającym się w Mesjaszu. Zawsze więc będziemy realizować jedność Kościoła w takiej mierze, w jakiej będziemy zanurzeni w Jezusie. Powinno to budzić w nas odpowiedzialne pragnienie bycia latoroślą Chrystusowego krzewu. Liturgia jest takim miejscem, zgodnie ze swoim zamysłem i naturą. Gdy w nią wchodzimy, ogarnia nas przyjście Pana. W niej dotykamy Chrystusa bez żadnego udawania, niezależnie od wszelakiej czasowości i przestrzenności. Liturgia wywołuje w nas odpowiedzialne pragnienie, ponieważ nigdy nie gwałci indywidualności jednostki, mimo swojego ponadindywidualnego stylu i rozległości ogarniającej świat. Nie wymaga od nas posiadania jednakowych charakterów, lecz pokazuje, że wspólnota przez nas tworzona ma wartość własną. Chodzi mi tu o przekonanie, że wspólnota jest wartością nie tylko przez to, co znaczy dla uświęcenia jednostki, lecz sama w sobie jest czymś cennym, ukazuje Boga i przez nią zostaje On uwielbiony. Oczywistym staje się fakt, że liturgia zawsze będzie wzywać jak najszersze grono sióstr i braci w Bogu do obecności przed Panem. 

Trzeba powiedzieć jasno - liturgia uczy odpowiedzialności. Najpierw za moją relację z Panem Bogiem, za Kościół, później za cały otaczający mnie świat. A gdy mówimy o niej w czasie zagrożenia epidemicznego, to jej faktyczną realizacją i uczynkiem miłosierdzia będzie zachowanie daleko idącej ostrożności. Jako wierzący jesteśmy wszyscy Ciałem Chrystusa, posiadającym jednocześnie silne i słabe członki pomimo głowy, którą jest Jezus. W zdrowym ciele członki nie są przeciwko sobie, lecz współdziałają dla dobra każdego z nich. Tak i my, mając pragnienie i świadomość ogromnej wartości życia sakramentalnego, powinniśmy stosować się do zaleceń służb, które współdziałają dla dobra wszystkich. Wyrzeczenia nie tylko są nam dane, czy narzucone, ale przede wszystkim zadane i jako miłujący się Kościół powinniśmy wyciągać z nich dobro. Pomagają nam w tym nasi pasterze, wydający w dekretach określone zalecenia dla Bożej owczarni. Wsłuchajmy się w nie z pokorą i wyrozumiałością! Nie jest to czas oceniania siebie nawzajem, lecz szansa do skruszenia naszych twardych serc Bożą Miłością, wyrażającą się w posłudze potrzebującym. Bądźmy życzliwi wobec siebie i nie traktujmy z ostracyzmem zarówno tych, którzy wybiorą się na Mszę Świętą, jaki i tych, którzy po odpowiedzialnym rozeznaniu swojego stanu zdrowia tego nie zrobią. 

W pierwszą niedzielę Wielkiego Postu otrzymaliśmy od naszego Boga przez Kościół wyjątkowe Słowo. Ze Słowem, które kieruje On do nas jest tak, że to Ono bardziej czyta nas niż my potrafimy Je odczytać. Była w nim mowa o czterdziestodniowym poście Jezusa na pustyni i kuszeniu. W kontekście obecnej sytuacji na świecie to Słowo na nowo we mnie brzmi. Przypomina mi o tym, że życie chrześcijanina musi być naśladowaniem Chrystusa, a więc również przeżywaniem tego, czego On sam doświadczał. Po chrzcie w Jordanie Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, jeszcze zanim wyruszył ze swoją misją głoszenia. Nasz Pan doświadczył braku i wyrzeczenia, zanim cokolwiek zaczął czynić. Pozostawał jedynie w intymnym dialogu ze swoim Ojcem. Wydaje się, że sytuacja, którą mamy obecnie, jest również zaproszeniem dla nas do przeżycia postu, zatrzymania się nad tajemnicą życiowego braku. A dobry post nigdy nie jest od czegoś, lecz dla kogoś. Najpierw dla każdego z nas, ponieważ pierwszą osobą, jaką Pan Bóg powierza nam do opieki jesteśmy my sami. Jest to dobry moment do zastanowienia się nad tym, jak bardzo tęsknię za Ciałem i Krwią Chrystusa, czy mam w sobie głód Boga, pragnienie przeżywania Sakramentów we wspólnocie? Następnie dla bliźnich, którym trudno, którzy walczą ze swoją chorobą i dla tych, którzy nie mogą na co dzień przyjmować Komunii z różnych względów. Oni potrzebują także takiej formy miłości względem nich, która zabija w nas obojętność. Nauczy nas to także jeszcze większego zrozumienia względem nich. 

Chciałbym zatrzymać się nad jeszcze jednym aspektem – udzielania Komunii Świętej na rękę. Wiem, że dla wielu osób w Polsce może to być problematyczne i powodować wewnętrzne napięcie. Sam również staram się zawsze przyjmować ją podawaną bezpośrednio do ust. Aktualna sytuacja sprawia, że muszę przełamać swoje bariery dla dobra wspólnoty, bo nie mam nigdy do końca pewności, czy nie jestem osobą zarażoną. Nie chcę jednak zatrzymać się tylko na przezwyciężaniu tej trudności, ale pragnę wyciągnąć z niej dobro, dlatego że tego uczy mnie liturgia. Mówi się, że jest ona jednocześnie cielesnością uduchowioną i duchowością ucieleśnioną. Czuję się zaproszony do bycia świętym w całym swoim życiu – tym duchowym i tym cielesnym. Jezus, który na sekundę zatrzyma się w moich rękach jest dla mnie zobowiązaniem do tego, by te ręce stały się jeszcze bardziej Chrystusowe. Ciągle się zastanawiam, czy tymi rękami czynię więcej dobra, czy zła. Oby przez ten trudny czas moje ręce zaczęły się jeszcze bardziej stawać narzędziami Bożej Miłości!  

W świetle wydarzeń, których teraz doświadczamy widać, że nawet z fizycznego braku uczestnictwa w liturgii może narodzić się dobro. Jeśli uda mi się przyjmować Ciało i Krew Pańską to chciałbym ją ofiarować w intencji tych, którzy nie mogą tego uczynić. Módlmy się za chorych oraz za tych, którzy ratują życie. Na tym polega Kościół. Tego uczy nas liturgia! 

 

Mateusz Kowalik